sobota, 19 grudnia 2015

Odkopanie wspomnień - Zakopane :) cz. I

Moją podróż w piękne Polskie Tatry odbyłam 5 lat temu a dzisiaj chcę podzielić się z wami przebiegiem tej podróży, którą wspominam za każdym razem, gdy jestem w górach...




Zakopane to miasto, do którego chętnie wracam i które zauroczyło mnie po raz pierwszy gdy miałam 7 lat. Wszystko wydawało mi się wtedy takie ogromne a widok ośnieżonych szczytów gór przytłaczał mnie swoją monumentalnością. Teraz, gdy jestem już dorosła góry zachwycają mnie jeszcze bardziej. Są dla mnie niczym ogromna skalna bariera odgradzająca wszystkie moje problemy, zostawiając je po drugiej stronie. Jak powiedział Jan Paweł II "W górach niknie bezładny zgiełk miasta, panuje cisza bezimiennych przestrzeni, która pozwala człowiekowi wyraźniej usłyszeć wewnętrzne echo głosu Boga". Takie echo wciąż odbija się w mojej głowie.





Wracając jednak do samej podróży...


W 2010 roku wydając swoje pierwsze ciężko zarobione pieniądze na podróż, nie sądziłam, że zapadnie mi ona tak bardzo w pamięć.



Krupówki Zakopiańskie






9-cio godzinna jazda pociągiem umęczyłaby niejednego pasjonata gór ale czego się nie robi dla pięknych zapadających w pamięć widoków...

Po wyczerpującej jeździe dotarłam w końcu na miejsce. Wysiadając z pociągu przed przepełnionym wagonem wysypujących się ludzi stali już taksówkarze i prywatni właściciele kwater, którzy machali do nas kolorowymi tabliczkami z napisami "Wolne pokoje w centrum" pchając się jeden na drugiego zastawiając sobie nawzajem kolorowe szyldy pokazując, że to ich oferta jest atrakcyjniejsza dla drapiących się w głowę błądzących turystów. Zrobiło się tłoczno. Podeszłam do taksówkarza stojącego najbliżej mnie i poprosiłam, żeby zawiózł mnie na wskazane przeze mnie miejsce pobytu. Podróż taksówką upłynęła tak szybko, że nie zdążyłam policzyć do 10 a już znajdowałam się pod moim pensjonatem. Ucieszona, że w końcu będę mogła wypocząć, zaczęłam wtaczać się po nierównych stopniach schodów docierając do holu, gdzie czekała mnie jednak dość przykra niespodzianka... Powiedziano mi, że goście zajmujący mój pokój jeszcze go nie zwolnili i, że muszę poczekać 4 godziny zanim będę mogła w spokoju rozkoszować się słodką chwilą odpoczynku. 
Zostawiłam swoją walizkę i nie znając planu miasta wystarczająco dobrze, ruszyłam ku przygodzie, przed siebie. 





 






Mijałam małe straganiki z pamiątkami, sklepy ze sportową odzieżą, tradycyjne, drewniane knajpki i restauracje przyciągające zapachem potraw przechodniów. Idąc dalej brukowaną uliczką, spoglądałam na turystów robiących sobie zdjęcia z popularnym białym misiem, którego niestety teraz rzadko się spotyka, lub nie spotyka wcale :(. Byłam na Krupówkach, nawet nie wiem jak udało mi się na nie dotrzeć tak szybko. Po mojej lewej stronie minęłam kościół z wielkimi, białymi schodami, na których postanowiłam odpocząć i jednocześnie wpatrując się w ten piękny krajobraz, który rozkwitał w promieniach słońca tuz przed moimi oczyma. Szum strumyka płynącego nieopodal wprawił mnie niemal w trans, czułam mimo zmęczenia ogromną satysfakcję, że jestem częścią tego miejsca. Dochodząc do końca Krupówek doszłam do kolejki wiodącej na Gubałówkę, z której postanowiłam skorzystać, żeby spojrzeć z góry na otaczający mnie krajobraz.

Gubałówka


Kolejka ruszyła w górę, a ludzie ściskali się nawzajem w celu zrobienia jak najlepszego zdjęcia. Korony drzew były na wyciągnięcie ręki tak, że prawie muskały mnie po policzkach. Obok szyn kolejki, droga dla wytrwałych, którzy woleli wejść na Gubałówkę pieszo, niestety ja się wtedy na to nie zdobyłam, byłam zbyt zmęczona po podróży ale następnym razem na pewno wejdę tam o własnych siłach! trzymajcie kciuki :).





Gubałówka zachwycała widokami Tatr patrzących na mnie z góry, czułam się wtedy taka mała względem nich, jak mały kamyk nie zauważony przez otaczających mnie olbrzymów.
Będąc na szczycie pokusiłam się o nie mały wyczyn. Postanowiłam przełamać swój lęk wysokości i skorzystać z parku linowego. Po krótkim instruktarzu byłam gotowa, a przynajmniej tak myślałam :).
Pierwsze przeszkody pokonałam bez problemu, lecz im wyżej, tym coraz bardziej moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Stanęłam w końcu przed 30 metrową przepaścią, przez którą musiałam zjechać na linie, żeby dotrzeć na drugą stronę drewnianej konstrukcji. Puść się usłyszałam zza pleców. Puścić się? niby jak?. 









Czułam, jakby jakaś siła pchała mnie do przodu tak, że odważyłam się zrobić krok i ze ściskiem w żołądku znalazłam się po drugiej stronie. Poczułam wtedy, że mogę wszystko, jeśli tylko zrobię krok do przodu.
Po pełnym wrażeń dniu w końcu mogłam wrócić do pensjonatu i położyć się w łóżku z satysfakcją, że mogłam zrobić to, czego tak bardzo się bałam, zyskując przy tym więcej wiary w siebie :).

2 komentarze:

  1. Cudo. Bardzo się cieszę, że w końcu zabrałaś się za to co już dawno sobie wymarzyłaś. Nie zniechęcaj się i pisz więcej. :*
    Z utęsknieniem będę wypatrywał części drugiej. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować swój cel :) dziękuję Kochanie, że mnie wspierasz! ;* dam z siebie wszystko ! :D

      Usuń