wtorek, 23 lutego 2016

Czechy. Przepaść Macocha i Morawski Kras :)

Przepaść Macocha w Czechach zwiedziłam na jednej z wielu wycieczek szkolnych, w których uczestniczyłam. 

Nigdy nie widziałam tak wysokich drzew jak właśnie w tym miejscu. Czułam się taka malutka. Wiliśmy się naszym autokarem jak wąż po skalnych serpentynach dróg wspinających się coraz wyżej i wyżej zdających się nie mieć końca. Po ok 30 minutach dotarliśmy na miejsce. Gdy wysiadłam z autokaru kołowało mi się w głowie, jakbym wcześniej kręciła się w kółko lecz na szczęście po paru minutach wszystko wróciło do normy. Głodni rzuciliśmy się do pobliskiej budki z frytkami. Wtedy nauczyłam się jednego słowa po czesku a mianowicie  hranolky (frytki) :) no i na tym się skończyło moje obcowanie z tym językiem ;). Po przekąsce udaliśmy się do miejscowości Skalny Młyn gdzie to co rzucało się w oczy to białe domki z drewnianymi elementami. Dużo było tutaj również sklepików z pamiątkami, które do tej pory przypominają mi o tym miejscu. W Skalnym Młynie znajdowała się również platforma widokowa, z której można było zobaczyć z góry Przepaść Macochy, do której korzystając z kolejki linowej zjechaliśmy na dół podziwiając piękne widoki zza okien.

 Przepaść Macocha
 


Podróż kolejką linową dobiegła końca a moim oczom ukazała się Macocha o nieco łagodniejszym wyglądzie niż ten z góry, który wcześniej widziałam. Ogromna dziura w ziemi otoczona skalnymi ścianami, niezwykle wysokimi, zielonymi drzewami i porośnięte mchem podłoże, po którym stąpałam. Wydawało mi się, że znalazłam się w świecie gigantów, którzy ukryci za skałami bacznie mnie obserwowali, śledząc każdy mój ruch. 



Wśród zielonej dżungli, skalnych ścian i podziemnych labiryntów znalazło się również małe jeziorko koloru morskiego klejnotu, którego woda mieniła się w słońcu jak tysiące diamentów. Jednak niech nie zmyli Was jego piękny kolor i mały rozmiar! gdyż osiąga ono ponad 30 metrów głębokości. 



Legenda głosi, że za kolor wody odpowiadają łzy Macochy, która rzuciła się w przepaść, żegnając się ze swoim życiem. 

Jaskinia Balcarka 


Jaskinią, którą zwiedziliśmy jako pierwszą była Jaskinia Balcarka. Wnętrze było oświetlone, dzięki czemu mogliśmy z łatwością podziwiać zwisające z sufitów stalaktyty i wyrastające z podłogi wieżyczki stalagmitów. Jak widać na zdjęciu, w jaskini była woda, do której turyści wrzucali swoje monety by przyniosły im szczęście w przyszłości. 


Podobnież, gdy w czasie zwiedzania jaskiń na Twoją głowę spadnie kropelka wody, będziesz mądry, gdy spadnie ona na ramiona, zdobędziesz siłę, a gdy spadnie na klatkę piersiową, będziesz mieć szczęście w miłości :)

Jaskinie Punkevni 

Kolejnymi jaskiniami, do których się zapuściliśmy były Jaskinie Punkevni. Tu trasa była znacznie trudniejsza niż w przypadku Jaskini Balcaraka. Były one również dłuższe i rozciągały się coraz głębiej dosięgając dna Przepaści Macocha. Niektóre korytarze zalane były wodą, która podobnie jak w przypadku morskiego jeziorka osiągała głębokość ponad 30 metrów. Korytarze mimo, że zalane, zostały oświetlone. Tutaj skorzystaliśmy z okazji przepłynięcia się łódkami po rzece Punkvi. Bałam się jednak wychylać gdyż widziałam jak głęboko jest pode mną i nie chciałabym spróbować tego na własnej skórze. 


Cieszę się, że mogłam zobaczyć to piękne miejsce na własne oczy i mam nadzieję, że zwiedzę jeszcze wiele takich miejsc jak to :)

Przydatne informacje: 

Zwiedzając Przepaść Macochy warto:
- Skorzystać z kolejki linowej ( od 50 do 90 koron czeskich)
-Skorzystać z rejsu po rzece Punkvi ( od 70 do 170 koron czeskich w zależności od długości rejsu)

piątek, 12 lutego 2016

Polskie morze. Kołobrzeg, Rewal cz II :)

Druga część mojej przygody nad Polskim morzem.


Leniwie wstając z łóżka zapragnęłam zwiedzić Kołobrzeg. Pogoda za oknem zachęcała do wyjścia na zewnątrz a moje nogi same rwały się do zwiedzania kolejnej nadmorskiej miejscowości. Przygotowałam zatem drugie śniadanie chowając je do plecaka i ruszyłam na przystanek autobusowy. Szczęście mi sprzyjało gdyż na PKS czekałam jedynie 10 minut :)
Podróż autobusem wywołała jednak u mnie zawroty głowy i ból brzucha przypominając o mojej chorobie lokomocyjnej. Kierowca jechał tak szybko i gwałtownie przyciskał hamulec oraz gaz, że modliłam się aby dojechać w jednym kawałku. Po niecałych 2 godzinach dojechałam na miejsce, na szczęście w jednym kawałku, za to z silnym bólem brzucha i głowy. 

Kołobrzeg  


Gdy wysiadłam w reszcie z autobusu, chwiejnym krokiem dotarłam do planu miasta, żeby zorientować się w którym kierunku mam iść. Przed dworcem PKS w Kołobrzegu rosły piękne kolorowe kwiaty ułożone w przeróżne kompozycje.


Jako, że w Kołobrzegu byłam po raz pierwszy, nie wiedziałam za bardzo gdzie chcę iść i co chcę zwiedzić. Zdałam się zatem na swój instynkt i szłam przed siebie, co wyszło mi na dobre, gdyż po drodze minęłam wiele ciekawych i pięknych miejsc wartych zobaczenia.

 Park miejski 




Jednym z tych miejsc był jeden z parków miejskich.
Idąc parkowymi alejkami mijałam coraz to piękniejsze kompozycje kwiatowe, których woń nie opuszczała mnie nawet na chwilę. Całość tego cudownego parku uzupełniały dwie fontanny: jedna w kształcie dmuchawca i druga w kształcie kwiatu lotosu. 




Wychodząc z parku po drodze napotkałam wiele pomników historycznych, dla których czas się zatrzymał

 (Pomnik Józefa Piłsudskiego)
 
 (Pomnik Żołnierzy poległych w walkach o wyzwolenie Kołobrzegu)

 (Pomnik Tysiąclecia)
 (Pomnik Komandora Stanisława Mieszkowskiego)

Kolejnym miejscem, które zwiedziłam będąc w Kołobrzegu, to Latarnia morska.


Chociaż mam lęk wysokości, wspinałam się coraz wyżej po kolejnych stopniach, aby zobaczyć na własne oczy Kołobrzeg z innej perspektywy. Gdy przekroczyłam ostatni stopień schodów, moim oczom ukazał się cudowny widok niebieskiego morza zlewający się z równie niebieskim niebem.





Widok zapiera dech w piersiach nie sądzicie?
Nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że Polskie morze może być takie piękne do czasu, aż zobaczyłam je na własne oczy.
Z jednej strony latarni bezkresne, błękitne morze i złoty piasek, natomiast z drugiej miasto i osiedla mieszkaniowe, co stanowiło dość ciekawy kontrast. 


(Miasto Kołobrzeg widziane z latarni morskiej)

Zeszłam z latarni i powędrowałam na plażę. Zaskoczyło mnie zbiorowisko ludzi, które bacznie coś obserwowali, zatem podeszłam bliżej. Wychylając się zza pleców turystów ujrzałam kataryniarza, grającego pięknie na instrumencie, na którym siedziała zielonożółta papużka. Papuga wyciągała z dłoni gapiów pieniądze i wrzucała je do drewnianej skrzynki. Wyglądało to na prawdę przezabawnie i zarazem uroczo. Jednakże musiałam opuścić to piękne miejsce, gdyż uzależniona byłam od autobusu. Pożegnałam się z Kołobrzegiem ale mam nadzieję, że jeszcze nie raz tam wrócę. Wrzuciłam przecież pieniążek do morza a ono mi go oddało, zatem wrócę tu raz jeszcze! :)


Przydatne informacje:

Warto zobaczyć będąc w Kołobrzegu:

-Latarnię morską (bilet od 4 do 6 zł od osoby)
-Bazylika Konkatedralna pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny 
-Molo w Kołobrzegu
-Ratusz 

Rewal 


Ostatniego dnia pojechałam do Rewala. To na prawdę urocze miasteczko a i ludzie wydawali się tam być o wiele milsi i rozpromienieni czego tak bardzo brakuje wielu Polakom. Idąc promenadą dotarłam na podwyższone molo, z którego rozprzestrzeniał się widok na morze i plażę. Co prawda widok nie był tak piękny jak w Kołobrzegu, ale nadal był piękny :)


 (Ruiny kościoła w Trzęsaczu- gmina Rewal)

Chyba jednym z najbardziej kojarzonych zabytków związanych z Rewalem są ruiny kościoła z przełomu XIV i XV stojącego niepewnie nad brzegiem morza.
Ruiny te można oglądać w miejscowości Trzęsacz należącym do Gminy Rewal. Kościół z biegiem lat zapadał się coraz bardziej przez pochłaniający go żywioł morski. Do dziś pozostałością po kościele jest jedynie jedna ściana, która zachowała się do dnia dzisiejszego.
 

 Przydatne informacje: 
Będąc w Rewalu warto zobaczyć:

-Taras widokowy
-Amfiteatr
-Ruiny kościoła Św. Mikołaja (Trzęsacz)
-Platforma widokowa (Trzęsacz)
-Pałac von Flemmingów (Trzęsacz)
-Stadnina koni (Trzęsacz)  


Zmierzchało więc musiałam wracać. Nigdy nie zapomnę miło spędzonych tutaj chwil i mam nadzieję, że jeszcze nie raz tu wrócę!


To już koniec mojej przygody nad Polskim morzem :) mam nadzieje, że się Wam podobało.

środa, 10 lutego 2016

Polskie morze. Niechorze, Pogorzelica :) cz I

Witajcie! 
Przepraszam, że tak długo mnie tutaj nie było :( 
Jednakże mając za sobą sesję postaram się pisać częściej.

 Zacznijmy zatem od początku...

12 godzinna podróż pociągiem strasznie mnie zmęczyła.
Obserwując zmieniający się krajobraz za oknem wyobrażałam sobie morze, które miałam niebawem zobaczyć.
Mój bilet był tak podziurawiony przez jego liczne sprawdzanie i coraz to nowe przebijanie przez konduktora pociągu, że bałam się, że niebawem rozpadnie mi się w dłoniach, co się jednak nie stało, gdyż w końcu dojechałam na miejsce.
Zatrzymałam się w Lędzinie niedaleko Niechorza. Okolica była małą wioską z licznymi gospodarstwami rolnymi, stadninami koni oraz jednym małym białym kościółkiem. Chcąc dostać się do Niechorza, pieszo zajmowało to ok godziny czasu idąc dość ruchliwą ulicą bez chodnika lub wybierając bardziej wygodniejszy sposób płacąc 5 zł za 15 minutową podróż busikiem albo PKS-em za 10 zł. Kursowały one jednak co 2 godziny więc trzeba było wcześniej sprawdzić rozkład jazdy, żeby nie zdziwić się, że po prostu w dany dzień nie kursują lub następny będzie za 2 godziny.


Niechorze 



Za pierwszym razem chciałam być bardziej odważna i do Niechorza dotarłam na własnych nogach. Po niecałej godzinie byłam na miejscu. Mijałam kolorowe sklepiki z pamiątkami, oceanarium morskie i smażalnie ryb. Od razu uderzył we mnie zapach świeżej pieczonej ryby i smażonych frytek, które postanowiłam skosztować. Po jedzeniu udałam się na plażę a moim oczom ukazał się piękny widok morza wyłaniającego się zza zielonych drzew i piaszczystych skarp. 





 Podeszłam bliżej, zanurzając swoje nogi w falach morza. Woda była zimna nawet w upalny sierpniowy dzień. Mimo to nie zniechęciło mnie to dalszego spaceru brzegiem morza. Suche słone powietrze czesało moje włosy. Nade mną jaśniało błękitne niebo i gorące słońce oraz śpiewające mewy, które w swoich krzykach domagały się kolejnej porcji suchej bułki rzucanej przez turystów. 




 Usiadłam na złotym, ciepłym piasku i wpatrywałam się w rozbijające się o skały fale Bałtyku. Słońce natomiast po woli gasło za horyzontem tworząc na niebie piękny pomarańczowo-czerwony witraż.

Przydatne informacje: 

Będąc w Niechorzu warto zwiedzić:

-Molo w Niechorzu
-Park miniatur latarni morskich ( bilet od 16 do 20 zł od osoby)
-Muzeum Rybołówstwa Morskiego (bilet od 4 do 6 zł od osoby)
-Oceanarium Morskie ( bilet w cenie od 15 do 20 zł od osoby)

Pogorzelica 



Drugiego dnia udałam się do miejscowości obok, czyli do Pogorzelicy, gdzie jak się okazało była również moja przyjaciółka, która akurat miała tam praktyki.
Z Niechorza do Pogorzelicy można dojść pieszo idąc 30 minut lub jadąc autobusem 10 minut, jednak ja nie skorzystałam z tej drugiej opcji. Szło się przyjemnie, starannie ułożoną czerwoną, brukowaną alejką pośród drzew.
Co 100 metrów natrafiałam na różnego kształtu metalowe konstrukcje, na których kwitły kwiaty. 





Dotarłam na miejsce. Zauważyłam dużo podobieństw między Niechorzem a Pogorzelicą, jednak Pogorzelica wydawała mi się bardziej cicha, zalesiona a plaża była tam mniej zatłoczona niż w Niechorzu. Idąc dalej brukowaną alejką można było spotkać ulicznych artystów począwszy od malarzy, karykaturzystów po muzyków i tancerzy, którzy zdobywali coraz większą publiczność przez zaciekawionych turystów. Po wspólnie spędzonym czasie z przyjaciółką przed zachodem słońca wróciłam do Lędzina aby następnego dnia mieć siły na kolejną przygodę w innym miejscu :)



Przydatne informacje:

Będąc w Pogorzelicy można wziąć udział w spływie kajakowym, który wynosi od 35 do 40 zł lub też udać się na prawdziwą wojnę paintballową w cenie 40 zł od osoby! więc nie będziecie się tu nudzić! :)